Na portalu Proto, przeczytałem, krótkie streszczenie artykułu Roberta Małolepszego pt. "Sportowcu, Dbaj o twarz", który ukazał się w nowym dzienniku Polska. (Niestety całości tekstu nie znalazłem w internecie a i bez bicia przyznam, że jedynie pierwszy numer nowego dziennika miałem okazję czytać). W każdym razie autor dotyka sponsoringu sportowego pisząc m.in., że
„Polscy sportowcy oczywiście żyją z tego, co robią, ale od gwiazd z Zachodu dzielą ich lata świetlne”. Potwierdzeniem tej tezy może być fakt, że żaden z zawodników polskiej drużyny siatkarskiej (wicemistrzowie świata) nie podpisał umowy na wykorzystanie wizerunku.
Kilka moich uwag do tego tekstu. Po pierwsze nie wiadomo jak jest skonstruowany kontrakt między Polkomtelem a Polskim Związkiem Siatkówki i na ile pozwala zawodnikom "być twarzami" innych firm. Po wtóre, choćby to i było dozwolone lub obecnie łatwiejsze (po wyroku w sprawie Macieja Żurawskiego i TP), to związanie się z jednym tylko reprezentantem wcale nie musi przynieść firmie określonych korzyści. W drużynie zawsze łatwo kogoś zastąpić i uwaga mediów nie jest skupiona na indywidualnościach choćby pokroju Pawła Zagumnego.
Takie eksperymenty były robione z Maciejem Żurawskim (firma bukmacherska, niestety już nie pamiętam nazwy więc raczej nie było to idealne posunięcie) i Ebim Smolarkiem (Samsung). Po trzecie wcale nie jest tak, że wizerunek siatkarzy nie jest wykorzystywany. Kampania "Pij mleko" bardzo ładnie się komponuje z siatkarzami z tym, że tu znowu wykorzystane jest kilka twarzy a nie jedna.
Jeśli dobrze rozumiem intencje autora to dziwi się on temu, że polscy sportowcy nie zarabiają dodatkowych pieniędzy poprzez sponsoring. Więc taka moja drobna uwaga i pytanie jednocześnie co robią sami zawodnicy, żeby się promować bo tylko wtedy sponsorzy się mocnej zainteresują. Ilu polskich siatkarzy ma swoje oficjalne strony internetowe? Dla przykładu strona internetowa Pawła Zagumngo wygląda tak, a tak wygląda strona Giby.
piątek, 19 października 2007
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
4 komentarze:
Myślę, że problem jest znacznie płytszy: większość sportowców indywidualnie nie jest rozpoznawalna, a na pewno nie w cywilu. Z czynnych przychodzi mi do głowy kilka osób (Małysz, Jędrzejczak, Smolarek, Żurawski, Dudek, Kusznierewicz, Gołota), które bez piłek i czepków zostaną przez większość rozpoznane (bo na przykład ich zdjęcie były też w kolorowych pismach).
A nędza stron internetowych polskich sportowców to inna sprawa. Też mnie przeraża.
Fajne przykłady, szczególnie Kusznierewicz bo ewidentnie się odróżnia - na swoją wartość marketingową zapracował sam (no może z żoną ;) Pozostali to połączenie sukcesu z masowością i oglądalnością dyscypliny. Ciekawy jest też w tym kontekście kazus Wojtka Brzozowskiego i Doroty Staszewskiej, których de facto wypromowała skutecznie Era. Bo jaki procent społeczeństwa interesuje się windsurfingiem?
Brzozowski i Staszewska to chyba jednak inna bajka. Nie wiem, kto zainteresował Erę windsurfingiem, może ktoś sam pływał, może Brzozowski/Staszewska wiedzieli do kogo pójść i jak się zareklamować.
Poza tym wydaje mi się, że nie są oni rozpoznawalni. Owszem, udało im się znaleźć dużego sponsora w dyscyplinie niszowej, ale w reklamie występuje i tak bardziej deska+wiatr+morze+sukces. Nie sądzę, żeby sporo ludzi rozpoznało Brzozowskiego czy Staszewską w innym kontekście, a wydaje mi się, że dopiero to jest podstawą komercyjnego sukcesu na dużą skalę. Co innego sponsor, który płaci, żeby w ogóle można było dany sport uprawiać, może z niewielkim okładem, a co innego taki, co po prostu kupuje wizerunek.
Z tego co wiem Brzozowski i Staszewska to od początku do końca przemyślana strategia Ery. Nowa dyscyplina sportu, do której można było dobrać ładne twarze (które notabene były przez PTC medialnie przeszkolone) do tego co lato zawody Windsurfing Era Cup, co było niemal prekursorstwem imprez na plaży.
Prześlij komentarz